-Ale obiecaj mi,że się nie wyprowadzisz...Kuba ja wszystko przemyślałam...Przypomnij sobie jak...-mówiłam ze łzami w oczach.
-Kasiu, tylko nie płacz.Porozmawiajmy normalnie. Muszę wiedzieć na czym stoję.
-Bruno nic dla mnie nie znaczy.
-Czekaj, czekaj. Jeszcze nie tak dawno mówiłaś,że jest cudownym facetem, a teraz co?
-Mniejsza z tym.
-Kaśka, tak być nie może. Najpierw nasz związek, potem ten cały Bruno...
-Jaki nasz związek? Nie było żadnego związku!
-Ale coś zaiskrzyło. Ten drań cię zranił i chcesz wrócić do mnie?
-To nie tak jak myślisz...
-Pamiętaj,że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym,ale już za późno.
-Jak za późno? Z czym za późno?
-Od jutra tu nie mieszkam.
Usiadłam na łóżku. To było podłe z jego strony.
-Chyba sobie żartujesz! Nie możesz.
-Co nie mogę? Wszystko już załatwione. Znalazłem sobie nowe lokum.
-Chcesz to wszystko rzucić i po prostu mnie zostawić?
-Może to głupio i chamsko zabrzmi,ale:tak. Gdyby nie ten Bruno zostałbym tu.
-W czym on ci przeszkadza?
-Przed chwilą był, teraz go nie ma. Będziesz się tak nami bawić?
-Kuba!-krzyknęłam.
-Kasiu, już mówiłem. Moja decyzja jest nieodwołalna.
-W takim razie gdzie będziesz mieszkał?
-Na drugim końcu miasta!
-Przemyśl to jeszcze...
-Już wszystko przemyślałem. Teraz twoja kolej. Czy aby na pewno Bruno nie jest dla ciebie wszystkim?
Nie mogłam już dłużej tego słuchać. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie. Na niebie świecił złoty księżyc. ,,Co ja najlepszego zrobiłam?''-myślałam. Kuba wyjeżdża, Bruno zapewne już kogoś ma. Dlaczego byłam taka naiwna i dałam się uwieść dwudziestopięcioletniemu mężczyźnie? Dlaczego? Nie wiem ile myślałam i w jaki sposób zasnęłam,ale kiedy otworzyłam oczy było już jasno. Spojrzałam na zegarek. Była siódma piętnaście. Dziś nie idę do szkoły-postanowiłam i podeszłam do szafki, w której miałam trochę słodkości. Wpakowałam sobie garść draży do ust i padłam na łóżko.Wtem usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
-Tak?-spytałam sennie przegryzając słodkości.
-Kasiu, jesteś wielka-powiedział ożywiony głos. Nikt inny, tylko Bruno.
-Wysłałem wczoraj twój projekt. Nie uwierzysz! Producent był w szoku. Ma nawet pomysł,żeby odwołać cały konkurs, bo jest pewien,że nie znajdzie się nic lepszego...Kasiu, jesteś tam?-spytał, łapiąc oddech.
-Jestem... Bruno, przemyślałam całą sytuację i wydaje mi się,że nie powinniśmy się spotykać.
-Nie żartuj sobie.
-Mówię całkiem serio.
-O co ci chodzi? Zrobiłem coś nie tak!
-Nie...To znaczy nie wiem. Uważam,że to nie ma sensu...
-A nasze korepetycje? A Sebastian?
-Nie mam na to głowy. Przeproś twoją matkę i samego Sebastianka i powiedz,że nie będę udzielała mu lekcji.
-Chyba sobie żartujesz! Chcesz to wszystko przekreślić?
-Chcę zacząć nowe życie, bo wiem,że zrobiłam wiele złego... Nie wspominając,że zraniłam wiele osób.
-I wciąż ranisz!
-Bruno! Przestań.Po wczorajszym wieczorze straciłam do ciebie zaufanie...
-Chodzi ci o tę koszulę i szminkę?
-Nie sądzę,żeby twoja mama nosiła topy ze wzorem uśmiechniętego kotka?
Zamilkł...
-Ewidentnie nie myliłam się. Nic nie musisz mówić! Nie spotykajmy się. Wróć do swojej przeszłości i zapomnij o mnie.
-Kaśka!
-Znalazłeś już jakieś wytłumaczenie?-spytałam.
-Zrozum...
-Tu nie ma nic do zrozumienia... Bruno, zapomnij o mnie, tak jak ja zapomniałam o tobie...
Po tych słowach rozłączyłam się i wyszłam na korytarz. Była tam cała trójka: Kuba z bagażami, Ida i Adam.
-Stary, będzie mi ciebie brakować! Nie wiem jak ja wyciągnę na dwóję z chemii!-mówił Adam.
-Nie przesadzaj! Już nie bądź taki dobroduszny.
-No wiesz! Co dwie głowy to nie jedna!-mruknęła Ida i rzuciła mu się na szyję.
-Ale nie zapominaj o nas i od czasu do czasu wpadaj!
Ida z Adamem obrzucili mnie złowrogim spojrzeniem. Tak! To ja byłam sprawcą tej całej akcji. To ja zawiniłam!
-Odprowadzę cię!-mruknęłam.
-Klucze ma Adam- rzucił w kierunku Jędzy.
-Zrobiłam ci trochę faworków na drogę-powiedziała, podając mu papierową torbę.
Tego tobym się nie spodziewała! A jednak Żmija ma jakieś sumienie!
-Do widzenia!
Na dworze było chłodno.
-Kuba, masz rację! zepsułam wszystko. Zraniłam ciebie, siebie...No i może troszeczkę Bruna...
-Przestań! Nie możemy porozmawiać jak za dawnych lat?
-Chciałabym...Ale nie zapominaj o mnie i odzywaj się od czasu do czasu!
-Nigdy nie zapomnę. Oczywiście będę wpadał,żeby troszkę zdenerwować Jędzę.
-Wszystkiego Najlepszego!
-Tobie też! No ale nie róbmy z tego tak wielkiego dramatu. Przecież nasze szkoły są niedaleko siebie, także możemy widywać się codziennie.
-Racja! Ale mimo to będzie mi strasznie przykro.
-Kaśka, nie załamuj się. Tak będzie lepiej! Najwidoczniej nie byliśmy sobie pisani. Może wrócisz do Bruna...
-Nie byliśmy nawet ze sobą...w ogóle z nim skończyłam.Skończyłam ze wszystkim...Teraz pozostała mi tylko nauka. Może będę tak inteligentna jak Julianek?-dodałam ze śmiechem.
Rozmawiając o wszystkim i o niczym, doszliśmy na dworzec autobusowy.Tam, wśród wielkiego tłumu i ciągłych przepychanek, nie byliśmy skorzy do rozmów. Po kilku minutach pojazd nadjechał. Kuba wtaszczył do niego wielką walizkę. Odjechał... Niby na drugi koniec miasta... Ale wydawało mi się,że wybiera się na drugi koniec Wszechświata. Czułam się jakoś... NIJAK SIĘ CZUŁAM. Opuszczona, złośliwa, samotna, zdradliwa...
Dlaczego stoisz tak i patrzysz na mnie z ironią w oczach? Wiesz, czasami MAM OCHOTĘ WYSŁAĆ CIĘ NA KSIĘŻYC!
niedziela, 30 marca 2014
piątek, 28 marca 2014
Zmiany
W mieszkaniu panował mały rozgardiasz. Gdzieniegdzie porozrzucane były ubrania,a w powietrzu można było poczuć zapach męskich perfum.
-Zrobię coś do jedzenia-rzekł Bruno i udał się w kierunku kuchni.
-Chyba żartujesz- powiedziałam i usiadłam na miękkiej kanapie.
Ten podszedł do szafki i wyciągną opakowanie herbatników.
-Wiem, jakimś romantykiem to nie jestem,ale tylko to mam przy sobie.
-Jakoś imponują mnie takie osoby jak ty.
Chwilę potem zajadaliśmy się słonymi biszkoptami.
-Pokazałabyś mi ten projekt?
-Chyba materiały, bo jak na razie nic nie udało mi się sklecić.
Po czym sięgną po niewielką torbę.
-Psia krew-burkną, kiedy to część rzeczy znalazła się na ziemi.
-Po co ci szminka i damski podkoszulek?-spytałam, biorąc do ręki niewielkie pudełeczko i kawałek materiału.
-Jaka szminka?
-Nie udawaj głupiego... Po prostu pytam, bo co może wydawać się dziewczynie, która znajduje pomadkę w torbie mężczyzny?
-Że mu się coś pomyliło-odparł jak ostatni głuptas.
-Albo,że ma dziewczynę.
-Kasiu, nie bądź już tak podejrzliwa. Czy szminka mojej matki musi psuć nam cały wieczór?
-A kto powiedział,że ma być udany? Chciałam zobaczyć twoje pomysły.
-Mówiłem,że mam totalną pustkę w głowie.
Moje serce jakoś dziwnie zaczęło bić. Chciałam zaprezentować mu swój pomysł,ale coś we mnie wstrząsnęło. Dlaczego głupia ( czy aby na pewno) szminka i koszulka wzbudziła we mnie takie emocje? Chwyciłam kawałek kartki i zaczęłam rysować postacie anime.
-Wspaniale.
-No to nie są jakieś dzieła sztuki,ale to powinno wystarczyć.
-Jesteś cudowna.
-Musisz znaleźć jakiegoś grafika,żeby zrobił to nieco lepiej.
-Ale po co szukać? Przecież to jest cudowne.
Nie wiem co się ze mną działo. Bruno zaczął działać mi na nerwy,a każde jego słowo brzmiało okropnie.
-Zamówię pizzę.
-Zamów, a ja będę szła. Mam masę nauki.
-Nie wygłupiaj się.
Nie zważałam na jego słowa. Ubrałam kurtkę i wyszłam na dwór. Najszybciej jak się tylko dało pobiegłam do domu. Ale jak mówią : gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy. Co chwilę trafiałam na czerwone światło, pomijając fakt,że zostałam oblana wodą z kałuży,przez ogromną ciężarówkę.
-Nie dość,że się późno wraca, to jeszcze przemoczona jak kura- marudziła Żmija.
Nie zważając na jej słowa weszłam na górę.
-Jędza ma dziś urodziny-rzekł Adam na mój widok.
-Pasowałoby złożyć życzenia-burknął i pokazał mi niewielkiego kaktusa.
-Chcesz jej to dać?-spytałam.
-Tak. Ida z Kubą pakują właśnie czekoladki...
-Zaraz się dorzucę-mruknęłam i zaczęłam grzebać po kieszeniach.
Po chwili ta dwójka wyszła z pokoju. Kuba obdarzył mnie oschłym spojrzeniem.
-Sto lat...-zaczął Adam swoim basem,a nasz trójka pociągnęła za nim.
-Cicho-krzyknęła Żmija.
-W dniu pani urodzin składamy najszczersze życzenia-wyjąkała Ida.
-Myślicie,że wam czynsz obniżę?
Ta kobieta była nieadekwatna.
-Życzymy dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności-dodał Kuba.
-Czekoladki i kaktus...symbolizujący moją osobowość?-spytała.
Na naszych twarzach pojawił się czerwony rumień. Właśnie! Kto akurat wybrał kaktusa? Przecież w kwiaciarni są miliony różnych kwiatów: storczyki, tulipany, gerbery, goździki...
-Spadajcie mi stąd! Wstrętne małolaty!
No proszę! W szkole uczą nas tolerancji i szacunku do osób starszych...Jak to rozumieć?
-Co za idiotka-bąknęła Ida i udała się do swojego pokoju.
-Oddasz jej klucze w moim imieniu?-spytał Kuba, spoglądając na Adama.
-Stary, przemyśl to jeszcze raz...
-Długo się namyślałem.
Nie wiem o co chodziło. Czy to wszystko było przeciwko mnie?Po co w ogóle ta rozmowa i o co może chodzić?
- Pieniądze za czynsz dam jej osobiście...
-Przepraszam, czy mogę wiedzieć o co tu chodzi?- spytałam, zupełnie przypadkowo.
Kuba zignorował mnie i udał się do swojego pokoju.
-Bruno skomplikował całą sytuację-zaczął Adam i już miał mnie opuszczać, kiedy to złapałam go za rękę rzekłam:
-O co wam chodzi? Z Brunem spotykam się tylko i wyłącznie w imię przyjaźni...
-Przyjaźni, która przerodziła się w miłość?
-Przestań!-wrzasnęłam.
-Ciszej!-dało się słyszeć głos Jędzy.
-Ten idiota Kubuś marnuje sobie przez ciebie życie...
-Co masz na myśli?- i w tym momencie wróciły do mnie te wszystkie wspomnienia...Począwszy od Woodstocku, skończywszy na pocałunku...
-Zmienia szkołę, miejsce zamieszkania...Zamierza iść do najgorszego liceum w mieści, byleby dalej od ciebie... Mówił coś, że źle zrobił i chciał naprawić wszystkie błędy...
-Co konkretnie?
-Nie wiem... Mruczał coś... ,,Nawalił się jak stary PKS''.
Adam chciał wszystko obrócić w żart. Po raz kolejny ( dzisiejszego dnia) nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zaczęłam dostrzegać u Bruna wszystkie wady...Kuba był moim ideałem... Co tam pocałunek i wszystkie kłótnie odeszły na bok... Moje nogi same zaprowadziły mnie pod jego pokój... Zapukałam...
-Przepraszam- krzyknęłam, rzucając mu się naszyję.
Chyba czekał na ten moment...
-Kasia...
-Kuba, nie rób tego, nie wyprowadzaj się!
Były łzy...Oczywiście moje.
-To ja cię przepraszam...Ten Bruno...
-Nie mów o nim.
Zniknął z mojej pamięci. Zupełnie jak ołówek wymazany przez gumkę. Czułam do niego jakąś odrazę. Moja intuicja mówiła,że nie jest ze mną szczery... Bo po co jego matka miałaby chować szminkę w jego torbie?
-Zrobię coś do jedzenia-rzekł Bruno i udał się w kierunku kuchni.
-Chyba żartujesz- powiedziałam i usiadłam na miękkiej kanapie.
Ten podszedł do szafki i wyciągną opakowanie herbatników.
-Wiem, jakimś romantykiem to nie jestem,ale tylko to mam przy sobie.
-Jakoś imponują mnie takie osoby jak ty.
Chwilę potem zajadaliśmy się słonymi biszkoptami.
-Pokazałabyś mi ten projekt?
-Chyba materiały, bo jak na razie nic nie udało mi się sklecić.
Po czym sięgną po niewielką torbę.
-Psia krew-burkną, kiedy to część rzeczy znalazła się na ziemi.
-Po co ci szminka i damski podkoszulek?-spytałam, biorąc do ręki niewielkie pudełeczko i kawałek materiału.
-Jaka szminka?
-Nie udawaj głupiego... Po prostu pytam, bo co może wydawać się dziewczynie, która znajduje pomadkę w torbie mężczyzny?
-Że mu się coś pomyliło-odparł jak ostatni głuptas.
-Albo,że ma dziewczynę.
-Kasiu, nie bądź już tak podejrzliwa. Czy szminka mojej matki musi psuć nam cały wieczór?
-A kto powiedział,że ma być udany? Chciałam zobaczyć twoje pomysły.
-Mówiłem,że mam totalną pustkę w głowie.
Moje serce jakoś dziwnie zaczęło bić. Chciałam zaprezentować mu swój pomysł,ale coś we mnie wstrząsnęło. Dlaczego głupia ( czy aby na pewno) szminka i koszulka wzbudziła we mnie takie emocje? Chwyciłam kawałek kartki i zaczęłam rysować postacie anime.
-Wspaniale.
-No to nie są jakieś dzieła sztuki,ale to powinno wystarczyć.
-Jesteś cudowna.
-Musisz znaleźć jakiegoś grafika,żeby zrobił to nieco lepiej.
-Ale po co szukać? Przecież to jest cudowne.
Nie wiem co się ze mną działo. Bruno zaczął działać mi na nerwy,a każde jego słowo brzmiało okropnie.
-Zamówię pizzę.
-Zamów, a ja będę szła. Mam masę nauki.
-Nie wygłupiaj się.
Nie zważałam na jego słowa. Ubrałam kurtkę i wyszłam na dwór. Najszybciej jak się tylko dało pobiegłam do domu. Ale jak mówią : gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy. Co chwilę trafiałam na czerwone światło, pomijając fakt,że zostałam oblana wodą z kałuży,przez ogromną ciężarówkę.
-Nie dość,że się późno wraca, to jeszcze przemoczona jak kura- marudziła Żmija.
Nie zważając na jej słowa weszłam na górę.
-Jędza ma dziś urodziny-rzekł Adam na mój widok.
-Pasowałoby złożyć życzenia-burknął i pokazał mi niewielkiego kaktusa.
-Chcesz jej to dać?-spytałam.
-Tak. Ida z Kubą pakują właśnie czekoladki...
-Zaraz się dorzucę-mruknęłam i zaczęłam grzebać po kieszeniach.
Po chwili ta dwójka wyszła z pokoju. Kuba obdarzył mnie oschłym spojrzeniem.
-Sto lat...-zaczął Adam swoim basem,a nasz trójka pociągnęła za nim.
-Cicho-krzyknęła Żmija.
-W dniu pani urodzin składamy najszczersze życzenia-wyjąkała Ida.
-Myślicie,że wam czynsz obniżę?
Ta kobieta była nieadekwatna.
-Życzymy dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności-dodał Kuba.
-Czekoladki i kaktus...symbolizujący moją osobowość?-spytała.
Na naszych twarzach pojawił się czerwony rumień. Właśnie! Kto akurat wybrał kaktusa? Przecież w kwiaciarni są miliony różnych kwiatów: storczyki, tulipany, gerbery, goździki...
-Spadajcie mi stąd! Wstrętne małolaty!
No proszę! W szkole uczą nas tolerancji i szacunku do osób starszych...Jak to rozumieć?
-Co za idiotka-bąknęła Ida i udała się do swojego pokoju.
-Oddasz jej klucze w moim imieniu?-spytał Kuba, spoglądając na Adama.
-Stary, przemyśl to jeszcze raz...
-Długo się namyślałem.
Nie wiem o co chodziło. Czy to wszystko było przeciwko mnie?Po co w ogóle ta rozmowa i o co może chodzić?
- Pieniądze za czynsz dam jej osobiście...
-Przepraszam, czy mogę wiedzieć o co tu chodzi?- spytałam, zupełnie przypadkowo.
Kuba zignorował mnie i udał się do swojego pokoju.
-Bruno skomplikował całą sytuację-zaczął Adam i już miał mnie opuszczać, kiedy to złapałam go za rękę rzekłam:
-O co wam chodzi? Z Brunem spotykam się tylko i wyłącznie w imię przyjaźni...
-Przyjaźni, która przerodziła się w miłość?
-Przestań!-wrzasnęłam.
-Ciszej!-dało się słyszeć głos Jędzy.
-Ten idiota Kubuś marnuje sobie przez ciebie życie...
-Co masz na myśli?- i w tym momencie wróciły do mnie te wszystkie wspomnienia...Począwszy od Woodstocku, skończywszy na pocałunku...
-Zmienia szkołę, miejsce zamieszkania...Zamierza iść do najgorszego liceum w mieści, byleby dalej od ciebie... Mówił coś, że źle zrobił i chciał naprawić wszystkie błędy...
-Co konkretnie?
-Nie wiem... Mruczał coś... ,,Nawalił się jak stary PKS''.
Adam chciał wszystko obrócić w żart. Po raz kolejny ( dzisiejszego dnia) nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zaczęłam dostrzegać u Bruna wszystkie wady...Kuba był moim ideałem... Co tam pocałunek i wszystkie kłótnie odeszły na bok... Moje nogi same zaprowadziły mnie pod jego pokój... Zapukałam...
-Przepraszam- krzyknęłam, rzucając mu się naszyję.
Chyba czekał na ten moment...
-Kasia...
-Kuba, nie rób tego, nie wyprowadzaj się!
Były łzy...Oczywiście moje.
-To ja cię przepraszam...Ten Bruno...
-Nie mów o nim.
Zniknął z mojej pamięci. Zupełnie jak ołówek wymazany przez gumkę. Czułam do niego jakąś odrazę. Moja intuicja mówiła,że nie jest ze mną szczery... Bo po co jego matka miałaby chować szminkę w jego torbie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)