poniedziałek, 10 lutego 2014

Pocałunek

     Tydzień później. Ziąb jak cholera. Mamy początek listopada...Ale żeby była, aż taka okrutna pogoda? Dziś w ogóle nie miałam chęci do nauki.
Kiedy już setny raz powtarzałam notatkę z chemii, zadzwonił mój telefon.
-Kto mówi?-spytałam zdziwiona.
-A kto pyta?-spytał żartobliwy głos-już miałam się rozłączać, gdy nagle:
-Bruno-rzekł w ostatniej chwili.
-Bruno? Skąd w ogóle masz mój numer?
-Mniejsza z tym. Seba jest chory i niestety korepetycje zostają odwołane-poinformował.
-Czekaj,czekaj! Chyba to ja tu będę decydować. A ty?
-O tym również nie zapomniałem.
-Nie zwlekaj, tylko mów!-rozkazałam.
-Ostatnie spotkanie nie za bardzo nam się udało. Może gdzieś byśmy się wybrali?
-Wykluczone! Mam masę nauki!
-Odpuść sobie!
-Nie mogę! Mam jutro bardzo napięty grafik-rzekłam.
-Możesz,możesz. Ewentualnie pouczę się z tobą. Edukacja we dwoje lepiej wpływa...
-Dobra,dobra... O której i gdzie?-spytałam.
Kurde! Nie znosiłam tego momentu, kiedy Bruno po raz kolejny wygrywał. Ale przecież z drugiej strony to także moja wina. Nie umiałam stawiać oporu. Po prosu. Był to wspaniały chłopak!
Chwilę potem znalazłam się w przyjemnej knajpie. Pachniało tam zupą i piwem. Bruno już był.
-A gdzie zeszyty?-spytał na mój widok.
-Odebrałam to jako żart.
-Zamówiłem nam po ciastku czekoladowym. Mam nadzieję, że ci będzie smakować.
- I jak z tym mieszkaniem? Znalazłeś coś?- spytałam.
-Niestety nie. Obdzwoniłem moich znajomych. Albo nic nie wiedzą, a jak już,to nie w mieście.
- Cóż...-rzekłam zrezygnowana- trzeba będzie to jakoś przeżyć. Całe szczęście,że Kuba nie daje mi już tak w kość.
-Dziwny typ-skomentował.
-A tak po za tym,to długo myślałam na twoim projektem, tych cukierków. Jak one wyglądają?
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć,że chcesz stać się moją konkurencją.
-Ja? Nigdy! Ewentualnie będziemy tworzyć grupę. A teraz opowiedz mi o nich.
Bruno wygodnie rozsiadł się w fotelu i zaczął mówić:
-Tak na prawdę są wielką niewiadomą. Smaków jest tysiące...
-Nic z tego nie rozumiem-przerwałam mu.
-Nie przerywaj-burkną- nigdy nie wiesz na jaki smak trafisz. Każde opakowanie jest inne. Landrynki mają kształt kokardek... I teraz pozostaje pytanie: jak je nazwać i zareklamować?
-To jest świetne! Kto to w ogóle wymyślił?
-Chińczycy... Ludzie wszechstronnie uzdolnieni...
- W głowie roi mi się od pomysłów. Wyobraź sobie chłopca, który kłóci się z dziewczyną. Nie pomagają róże, maskotki, przeprosiny.A kiedy da jej  te cukierki,to od razu mu wybaczy. I wszystko to byłoby przedstawione za pomocą mangi. Cukierki mogłyby się nazywać ,,suprajsy''.
-Szalona z ciebie istota. Tylko niestety to za prosty pomysł. Ile reklam oglądasz, przedstawiających właśnie takie sytuacje?
-Racja!-odrzekłam.
-Ale ta koncepcja z mangą jest dosyć fajna.
Rozmawialiśmy tak dobre dwie godziny. Nawet nie spostrzegliśmy,że zrobiło się już tak ciemno. Wyszliśmy z knajpy i udaliśmy się w stronę domu.
- Nie dość,że nauczysz mnie angielskiego,to jeszcze odwalisz za mnie całą robotę!
-Bez przesady. Jeśli będzie to fajny projekt,to zgłoszę go sama.
-Chyba żartujesz!-powiedział z kpiną.
Wyglądało na to,że lada moment będziemy gonić się, niczym małe dzieci. Jednak to wszystko trochę inaczej się potoczyło. Jakby nigdy nic, zbliżyliśmy się do siebie... Chwilę potem tonęliśmy w namiętnym pocałunku. Szesnastolatka i dwudziestopięciolatek...Tego to bym się nigdy nie spodziewała. Czułam się o niebo lepiej,niż wtedy, kiedy to na miejscu Bruna był Kaba. Ten drugi był natarczywy i niemiły.
-Kasiu, jesteś wspaniała!-wyjąkał wreszcie.
-Już to słyszałam.
-Ale mam na myśli inne względy.
-Głuptas-krzyknęłam i oddaliłam się w stronę domu.
-Poczekaj! Chodźmy do mnie. Nie ma nikogo.
Nie wiem kto zwariował... Ja czy on? A może nasza dwójka? Złapaliśmy się za rękę i pobiegliśmy przed siebie...


niedziela, 2 lutego 2014

Propozycja

   Kolejny dzień nie był dla mnie najlepszym. Nie dość,że Jędza,już z samego rana okrzyczała mnie za wczorajsze hałasy,to jeszcze Julianek, ,,dobił'' mnie swoimi mądrościami.
   Po szkole,jak zwykle udałam się do domu. Kiedy weszłam do mojego pokoju, ujrzałam Kubę,siedzącego na kanapie.
-Co ty tu robisz? Za chwilę mam gości-rzekłam, myśląc o Sebastianku i Brunie.
-Kaśka,przemyślałem wszystko!
-Ty zawsze dużo myślisz,ale chyba nie wychodzi ci to na dobre-burknęłam opryskliwie.
-Przestań! wiem,co wczoraj musiałaś czuć!
-Nie pogrążajmy się dłużej w takiej bezsensownej rozmowie o tym, co czułam, myślałam,czy też robiłam.
-Daj mi dokończyć!-rzekł.
-Nie!-krzyknęłam.
-I wyjdź stąd! Nie zamierzam się dłużej do ciebie odzywać! Na każdym kroku coś obiecujesz!
-Kaśka,wiem,że zachowałem się niewłaściwie,ale ...
-Ale co? Raz żałujesz,potem mi wszystko wypominasz i tak w kółko?
-Uświadomiłem sobie,że nie mogę tak dalej żyć! Proszę cię, ja cię kocham!
I w tym momencie podszedł do mnie i namiętnie pocałował.
-Przestań idioto!-krzyknęłam.
Drzwi nagle otworzyły się i stanął w nich Bruno z Sebastiankiem.
-Wyjdź stąd!-rozkazałam.
-Czy coś się stało? Może przełożymy nasze lekcje?-spytał Bruno.
-Nie ma sensu nic przekładać.
-Proszę,nie smuć się!-rzekł Sebastianek, wręczając mi dużą ,,Milkę''.
-Dziękuję,ale na prawdę nie trzeba było!
Usiedliśmy do stołu. Malec zaczął powtarzać słówka,a jednocześnie uczył się nowych.
- Kasiu,może na prawdę przełożymy te korepetycje! Widać,że jesteś nie w sosie. A teraz moglibyśmy wyjść na spacer.
Sebastian spojrzał na brata z niesmakiem. Było widać,że bardzo zależy mu na znajomości angielskiego.
-Głupek!-wymamrotał.
-Bruno, spacer możemy odłożyć na później,a teraz zajmijmy się naszymi obowiązkami.
Godzinę później Sebuś został zapoznany z nowym czasem.
-Thank you very much!-odpowiedział,ubierając swoją kurteczkę.
-Gdzie ty znowu wychodzisz?-zaczepiła mnie Jędza.
-Zamiast siedzieć w książkach,ciągle jakieś rozrywki!
-Zaraz wrócę!-opowiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem.
-Tak kobieta nieźle musi dawać ci w kość!-odparł Bruno,kiedy tylko znaleźliśmy się na dworze.
-Daj spokój! Ciągle się do czegoś przyczepia!
-Nie dziwię się,dlaczego chodzisz ciągle taka nabuzowana!
Nie wiem co się ze mną stało. W pewnej chwili ,,otworzyłam'' się przed obcym mężczyzną i zaczęłam opowiadać mu o swoim życiu...Kubie,szkole, Jędzy,mamie, narkotykach...
-Musisz mieć ciężko. Wydawało mi się,że to ja mam ciągłe problemy, ale słuchając ciebie automatycznie zmieniłem zdanie.
- Co masz na myśli, mówiąc o kłopotach?
-Od dwóch lat pracuję w firmie, zajmującej się projektami-co by tu dużo mówić? Ludzie są okropni!
-Jak już zacząłeś,to dokończ-nalegałam.
-Od miesiąca pracujemy nad projektem centrum handlowego! Wpadłem na pewien pomysł, który, jak się okazało, był całkiem niezły. Niestety, mój dobry przyjaciel, powiedział właścicielowi,że to jego praca i zostałem na lodzie!
-Tak mi przykro- rzekłam-Ale jak to zostałeś na lodzie?
-Nie mogłem już tego dłużej znieść! To nie było pierwszy raz!
-Nic z tego nie rozumiem. W takim razie, dlaczego wasz szef niczego nie zauważa?
-Radek-ten mój przyjaciel jest jego zastępcą. A ja zwykłym pracownikiem. Więc chyba nie trzeba tu jakiś dłuższych wyjaśnień! W dodatku córka właściciela kręci na boku z Radkiem.
-I ty chcesz to tak zostawić?- spytałam podirytowana.
-A co mam niby zrobić?
-Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Możesz go zaszantażować...
-Ale dyrektor mi nie uwierzy!
-Spokojnie, Bruno, coś wymyślę!
-Łatwo ci mówić!-odparł z rezygnacją.
Zrobiło mi się go żal.
-Ale obiecaj, że się nie poddasz!
-Głuptas z ciebie- mruknął pod nosem i udał się w pogoń za Sebastiankiem,który zaś biegł za wiewiórką.
Przyglądałam się zgrabnemu ciału Bruna. Zrobiło mi się jakoś nieswojo. Do tej pory żyłam w przekonaniu,że na świecie istnieją same dupki (w tym Kuba). A tu proszę! Facet kochający rodzinę, całą duszą poświęcony pracy, który tymczasowo zagubił się. Wyjątki jednak istnieją-pomyślałam i pobiegłam za nim.
-A może wejdziesz do nas? W końcu to trochę dziwne,że odprowadzasz dwóch, silnych mężczyzn!-powiedział,kiedy znaleźliśmy się przed monumentalnym wieżowcem.
-Wiesz...
-Nie daj się prosić!
-Mam masę lekcji!-mówiłam.
-Kaśka, jeszcze nigdy mi się nie rozmawiało tak dobrze z dziewczyną. Zobaczysz, nie pożałujesz. A może wpadniesz na pomysł z reklamą cukierków?
-Że co?-spytałam.
-Nie mówiłem ci,ale interesuję się także grafiką. I właśnie biorę udział w konkursie, gdzie muszę wymyślić reklamę słodyczy. Jeśli wygram to dostanę niezłą kasę i pracę w najlepszej, polskiej firmie.
Weszliśmy do środka. Sebastian, jaki i Bruno byli nieco podekscytowani.
-Usiądź-zaproponował, wskazując na stolik.
Za oknem roztaczał się piękny krajobraz miasta. Bruno zaparzył herbatę, a następnie przysiadł się do stołu.
-Chodź zobaczyć moje lego!-nalegał malec.
-Zaraz Sebastianku, porozmawiamy sobie z Brunem i pójdę do ciebie.
-Wiesz, nie pamiętam,czy to mówiłem,ale jesteś na prawdę cudowna!
-Nie przesadzaj. Znamy się jakieś dwa dni!
-To jest wystarczająco dużo, aby poznać drugą osobę!
-Może i jest! A jeśli by nawet,to co chcesz przez to powiedzieć?
-Radzisz sobie z tymi kłopotami, mieszkasz u obcej kobiety,która nie daje ci żyć!
-A co mam zrobić? Nigdzie indziej nie znalazłam tańszego mieszkania!
-Wiesz, a może i moja mam pozwoliłaby ci zamieszkać u nas?
-Co?-spytałam i zachłysnęłam się herbatą.
-Wiesz, jest wolny pokój...i tak sobie myślę...
-Nie to jest nie możliwe!-krzyknęłam.
Lada moment wybuchłaby kłótnia. Wzięłam swoją torebkę oraz płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Cholera jasna! Co się ze mną stało? Bruno zaproponował mi mieszkanie,a ja zachowałam się jak ostatnia kretynka!
-Poczekaj!-usłyszałam jego głos.
Zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Co ty wyprawiasz,o co ci chodzi?
-Nie wiem.Przepraszam cię,ale nadal nie mogę pozbierać się po tej sytuacji z Kubą! Ciągle wydaje mi się,że mogę zranić drugą osobę!-mówiłam ze łzami w oczach.
-Nie przesadzaj! Rozumiem cię doskonale i nie pozwolę ci tam dłużej mieszkać. Ten cały Kuba z tą właścicielką wykończą cię!
-Nie pytaj nawet mamy! Jak to będzie wyglądało?
-Skoro nie chcesz...-dodał z rezygnacją.
-Ale nie powinnaś tam mieszkać. Popytam znajomych, może coś się znajdzie.
-Kochany jesteś-powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję.