wtorek, 1 lipca 2014

Wahanie

     Zaczęły się ferie zimowe. Dzisiejszego dnia miał odwiedzić mnie Romek. Od pierwszego spotkania robiliśmy to regularnie. Romek był jakiś nietypowy. Umiał wysłuchać, doradzić, bądź powiedzieć, że czegoś nie wypada. Z taką osobowością jeszcze się nie spotkałam. Uwielbiałam chodzić z nim godzinami bez celu. Kiedy nastała czternasta, wreszcie przyszedł.
-Jak zimno- skomentował i wszedł do środka.
-Myślałam, że się przejdziemy-rzekłam i zaczęłam zdejmować swój szalik.
-A czemu nie?
Romek miał rację. Na dworze panował cholerny ziąb. Ale jak było pięknie! Drobne płateczki śniegu spadały na nasze urania, a ulice, domy i trawniki pokryte były kilkucentymetrową warstwą śniegu.
-Jest tu tak ślicznie- rzekłam, wpatrując się w ogromnego dęba.
Wędrowaliśmy dość długo, nic nie mówiąc. Ważne było, że ma się towarzystwo. 
-Ktoś sobie o mnie przypomniał?- postawiłam pytanie, kiedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
-Nie odbierzesz?- spytał Romek.
-Czekaj...Palce mi zdrętwiały.
Po krótkiej chwili miałam telefon w ręce. Na wyświetlaczu pojawił się napis ,,GALARETA''. Nie miałam ochoty patrzeć na tą roześmianą twarz.
-Na na co czekasz?- poganiał mnie.
Nie chciałam być natrętna. Wcisnęłam zielony klawisz i bez większego przekonania burknęłam:
-Halo?
Galareta jakby nie zauważył mojej obojętności i zdenerwowania. Słodkim głosem zaczął szybko mówić:
-Kasieńko, szykuje się u mnie mała imprezka. Może byś wpadła? 
-Nie ma mowy...- tu zerknęłam na Romka, a ten popatrzył na mnie z wyrazem zapytania.
-Wiem, że trochę głupi się zachowałem,ale co będziesz się na mnie gniewać.Tak, jestem kretynem i próbuje być socjologiem, ale...ale martwię się o was.
-Niepotrzebnie.
-Kasieńko, nie daj się prosić.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony nadal czułam żal do Pawła, a z drugiej... Spojrzałam na Romka:
-Idź!- szepną przyjaźnie.
-Dam ci jeszcze znać- po tych słowach usłyszałam tylko głuchy sygnał.
-Kasiu, nie wygłupiaj się- rzekł Romek.
-Boję się,że zaprosi Kubę...
-Chcesz całe życie się ukrywać?
PO tych słowach zrobiło mi się jakoś dziwnie. Fakt! Cały czas uciekałam. Ach! Co ja najlepszego zrobiłam? Zaczęłam zadawać się z Brunem...Gdyby nie on, ta cała sytuacja zapewne nie byłaby taka skomplikowana. Upokorzyłam siebie i zraniłam uczucia dwóch facetów. Czy ja w ogóle powinnam była się tam pokazywać? Zwierzyłam się Romkowi z moich przypuszczeń i kłopotów. Ten westchnął ciężko i odrzekł:
-Idź. Będziesz żałować, jeśli tego nie zrobisz. Może ten cały Paweł chce wszystko naprawić i twoje...wasze relacje się poprawią.
Czy miał rację? Wszystko bym dała, aby tak było. W takich sytuacjach najlepiej przydałaby się wróżka z pulą kart i swoją kulą. Ale gdzie znaleźć taką babę i w dodatku w środku zimy? Nie ma innego wyjścia. Trzeba kierować się intuicją...ewentualnie sercem. 
Około godziny siedemnastej podjęłam stuprocentową decyzję. IDĘ! Najwyżej będę żałować. 
Zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Wzięłam prysznic i zapięłam włosy w niewielkiego koczka. Następnie włożyłam na siebie zwiewną sukienkę w kolorze malinowym. 
Na dworze było zimno. Miałam nadzieję, że Galareta ma dobre ogrzewanie. 
Jakby tego jeszcze było mało, ogromna ciężarówka ochlapała mnie brudnym śniegiem. Brawo, Kasieńko! Ty to masz szczęście. Dzięki Bogu, miałam na sobie ciemny płaszcz. Kiedy znalazłam się u Pawła, impreza rozkręcała się na dobre.
-Kasieńka, już się bałem, że nie przyjdziesz-powiedział Paweł na mój widok.